Eksperyment żywieniowy. Styczeń 2020
Uff ! Miesiąc za mną. Mam dostęp do soli :) Mogę robić kiszonki ! Sól mam z Kłodawy :) 98 km od domu. Problem mam z cukrem. Niby jest cukrownia pod Łodzią, czyli nie całe 70 km od domu, ale sprzedaż tego cukru nie jest dla mnie jasna. Używam lokalnego miodu. Mąkę mam z pobliskiego młyna. Jajka od sąsiada, cioci z tej samej wsi lub siostry która mieszka 26 km ode mnie. W tamtym roku poczyniłam pewne przygotowania i mam suszone przyprawy własne: szałwia, oregano, macierzanka, bluszczyk kurdybanek, melisa, bazylia, rozmaryn, lubczyk, mięty... Ogólnie wszystko mam ze swojego ogródka lub pobliskich lasów i łąk. Nie używam pieprzu, goździków, imbiru itd. Ale w tym roku może w doniczce w domu będę uprawiać swój imbir. Do przemyślenia.
Nabiał. Tutaj nie mam problemu. Spółdzielnia mleczarska OSM Skierniewice mają wspaniałe produkty - bez proszku, mleko od lokalnych rolników. Czasami kupuję z OSM Łowicz. Jedynie tęsknię za żółtym serem. Mozarella skierniewicka super ale zjadłabym królewski czy morski... temat do ogarnięcia.
Mięso. Tutaj też nie mam problemu. W wiejskim sklepie w Krężcach co 3 dni jest dostawa kiełbas, wędlin, kaszanki, salcesonu itd. z lokalnej masarni. A mięso mam z masarni Jeżów.
Chleb i słodycze. Chleb jak nie piekę sama to kupuję w lokalnej piekarni w Makowie. Co dwa dni przyjeżdża piekarnia pod dom z Dębowej Góry. Co do słodyczy. Nie jem czekolady, kakao i innych importowanych fanaberii. Ale mama piecze przecudowne ciasto jabłkowe :) Tak więc moje słodycze to po prostu domowe wypieki.
Kawa. To jedyna rzecz jaką sobie odmówić nie chcę. Bardzo lubię i ze świadomością ją piję. Jedyny wyjątek.
Braki. Matko jak mi brakuje herbaty ! tej czarnej. Piję swojej własnej roboty herbaty, ziołowe napary, ale brakuje mi tek czarnej mocnej oryginalnej herbaty. No oczywiście, brakuje mi czekolady, kakao i francuskich serów pleśniowych.
Dlaczego to robię ?
Od kilku dni mnie o to pytacie. Odpowiedź jest złożona. Na ten pomysł wpadłam w tamtym roku czyli w 2019. Chciałam zobaczyć czy lokalnie jestem w stanie być samowystarczalna. Skutki kupowania i jedzenia importowanego jedzenia to koszta, zły wpływ na środowisko. Postanowiłam wesprzeć lokalnych rolników, grupy producenckie, lokalne firmy. Ale tylko takie które uprawiają ekologicznie, z lokalnych składników. I tutaj już było troszkę pod górkę. Dlatego jak chcę zjeść coś słodkiego to sama muszę sobie upiec. Kolejną zmianą jest to że więcej uprawiam warzyw, ziół. Od marca będę mieć króliki i poważnie myślę o kurach. Więc mam dużo pracy. Ale szczerze ? Mam mega satysfakcję ! no i w końcu wiem co jem !
Zdrowie. To chyba najważniejszy z powodów mojego eksperymentu. Coraz trudniej było mi kupić ekologiczne mięso, warzywa. Zaczęłam szukać rolników którzy takie warzywa mają. Więc tego czego sama nie wyhoduję, kupuję od zaprzyjaźnionych rolników. Poza tym, to o czym mówię, i powtarzam na każdych warsztatach: nie pędzone warzywa są syte. Mniej ich zjadam i jestem najedzona. Tak jest z każdym owocem, warzywem czy produktem. Pędzone warzywa mają mniej substancji czynnych i dlatego więcej ich zjadamy.
Ekonomia. Już teraz widzę plusy. Mogę więcej wydawać na książki :)
Czas. Na szczęście lubię gotować i mam mega wsparcie mamy. Poza tym prowadzę warsztaty kulinarne, więc gotując, pracuję lub super spędzam czas z mamą :)